(Na prawach rękopisu)
Stara łacińska sentencja powiada: habent sua fata libelli (książki mają swoje losy) – okazuje się, że rękopisy również. Historia, którą zamierzam opowiedzieć potwierdza tę mądrość.
Wszyscy, choć amatorsko zajmujący się historią naszego miasteczka, zaglądali do tzw. kroniki ks. Mrossa. Krąży ona w licznych kopiach, lepszych lub gorszych. Nawet biblioteka miejska posiada jej egzemplarz; również w sieci na kilku portalach można ją znaleźć. Autor zebrał z różnych źródeł wiadomości dotyczące przeszłości miasta i parafii pw. św. Mateusza w Nowem. Ponieważ są to fakty znane i wielokrotnie opisywane nie będę tego powtarzać.
Tak przez dziesięciolecia maszynopis kroniki ks. Mrossa krążył wśród mieszkańców. Nikt nie domyślał się, że może być ciąg dalszy jej historii. Otóż z szuflady wydobyta została druga część tego opracowania.
Okładka rękopisu kroniki Kirsteina.
Może najpierw o okolicznościach odnalezienia tego dziełka. Dotarł do niego panstefank (nick), który pytany w jaki sposób natrafił na rękopis części drugiej dziejów parafii św. Mateusza w Nowem, napisał do mnie: Jak zwykle w takich sytuacjach - przypadek. Otóż, ks prałat Talkowski zastępował mojego proboszcza w Kamionce i podczas rozmowy w zakrystii, po mszy sprawowanej przez niego, wspominaliśmy różne czasy m.in. to, że w 1963 roku odchodził z Pieniążkowa, gdzie był wikariuszem. Odchodził razem z ks Mrossem odchodzącym z Nowego. Powiedziałem, że mam ksero pracy ks Henryka o parafii nowskiej. Ks Talkowski wtedy powiedział, że jest w posiadaniu oryginału opracowania autorstwa ks Kirsteina. Proszę wyobrazić sobie moje zaskoczenie taką informacją. Poprosiłem go udostępnienie tej kroniki, na co wyraził zgodę. Mając taką perełkę historyczną w dyspozycji, zeskanowałem ją i stąd jestem w jej posiadaniu.
Tyle znalazca i odkrywca. Ale to dopiero początek opowieści o kronice parafii św. Mateusza w Nowem. Nasuwają się liczne pytania, oto niektóre z nich: Czy istniała jedna a może dwie Kroniki parafii? Jaki jest związek pomiędzy opracowaniem ks. Henryka Mrossa a pracą ks. Kazimierza Kirsteina? Czy oba opracowania miały tworzyć całość w dwóch częściach czy jako oddzielne księgi? Takie i inne wątpliwości towarzyszyły mi od pierwszego czytania, raczej oglądania kroniki ks. Kazimierza Kirsteina.
Znałem obydwóch księży wikariuszy: ks. Kazimierz Kirstein, był katechetą w szkole podstawowej i pierwszej klasie liceum, natomiast ks. Henryk Mross opiekował się ministrantami – dlatego moje kontakty z tymi księżmi w tamtych czasach były bliskie. Należy przypomnieć początki pobytu obu kapłanów w Nowem. Obydwaj ukończyli Wyższe Seminarium Duchowne w Pelplinie święceniami kapłańskimi 10 maja 1956 r. Ks. Kazimierz Kirstein podjął pracę duszpasterską w Nowem, natomiast ks. Mross w Linowie, gdzie pracował w latach 1956-57. Po rezygnacji proboszcza ks. Pruszaka, w okresie od 27 sierpnia 1957 do 3 stycznia 1958 r. parafią zarządzał ksiądz Kazimierz Kirstein. Wtedy to przybył do Nowego ks. Henryk Mross. Obaj wikariusze zbliżyli się do siebie i ta przyjaźń – jak przypuszczam – zadzierzgnięta w seminarium, trwała przez cały czas ich pobytu w Nowem. W styczniu 1958 ks. Kirstein przekazał parafię nowemu proboszczowi ks. Alfonsowi Tęgowskiemu. Z tego okresu pochodzi fotografia dwóch wikariuszy:którzy tu pozostawali, ks. Kazimierz Kirstein do 1967 r., a ks. Henryk Mross do 1965r. - ale to historia na inną opowieść.
Księża wikariusze rok 1958. Widoczne odręczne dopiski uczynione ręką ks. prałata Talkowskiego.
Przejdźmy do kroniki naszej nowskiej parafii. Część historyczną napisał ks. Henryk Mross i tak to ujął w Przedmowie do maszynopisu Kroniki opatrzonej miejscem i datą: Nowe rok 1962 i została powtórzona w maszynopisie opatrzonym na karcie tytułowej miejscem i datą: Chełmno, rok 1965.
Zamierzeniem i celem mej pracy jest kronika parafii św. Mateusza w Nowem. Pragnę opisać przeszłość i teraźniejszość parafii, kościoła i okolicy. Bo co dzień rwie się tysiące nici przeszłości, zacierają się jej ślady. Na podstawie dotychczasowych publikacji oraz dostępnych źródeł starałem się przedstawić jej ogólny rozwój. Zdaję sobie sprawę, że kronika ta nie przedstawia pełnego życia parafialnego. Nie korzystałem bowiem z pozamiejscowych źródeł archiwalnych.
Nie jest przedmiotem dzisiejszego artykułu rozstrzyganie ile wersji tzw. Kroniki ks. Mrossa krąży wśród czytelników. Datowanie to jest istotne, gdy chcemy ustalić związki pomiędzy opracowaniem obu wikariuszy. Kilka słów kronice ks. Kirsteina – nazywam ją tak, bo maszynopis ks. Mrossa bywa potocznie nazywany kroniką ks. Mrossa, więc analogicznie nazywam tak opisywany tu dokument pióra ks. Kirsteina. O ile opracowanie ks. Henryka jest maszynopisem, to odnaleziona wersja jest rękopisem. Wszystkie cytaty, opisy zdjęć i grafiki ozdabiające niektóre strony,tej wydobytej z szuflady kroniki, zostały wykonane ręcznie tuszem czarnym i amarantowym.
Przypuszczam, że każdy kto zetknął się z tym rękopisem ks. Kazimierza, zastanawia się nad związkiem obu opracowań księży wikariuszy. Ks. Kirstein określa to dość jasno na stronie tytułowej – Część druga. Kronika fotograficzna. Na tej podstawie wysuwam przypuszczenie, że opracowania obu wikariuszy miały stanowić dwuczęściową całość: część pierwsza to opracowanie źródeł historycznych do dziejów miasta i parafii, natomiast dopełnieniem całości miała być Kronika fotograficzna ułożona przez ks. Kirsteina. Taki podział pracy, to nie tylko efekt zainteresowań autorów, ale wynik poziomu edytorstwa „amatorskiego” tamtych lat: a więc maszyna do pisania, czarno-biała fotografia i piórko Redis. Dziś takie prace powstają łatwiej z użyciem komputera i łączą w sobie słowo pisane i obraz bez odwoływania się do profesjonalistów (grafików czy drukarzy). W latach 60-tych XX wieku dostęp do źródeł, wydrukowanie czy opracowanie graficzne wymagało cierpliwości i zdolności manualnych.
Jest jeszcze inny dowód potwierdzający takie przypuszczenie: to cytaty z maszynopisu ręcznie przepisane w odnalezionym dziełku, z podaniem stron opracowania ks. Mrossa, co w sposób wymowny podkreśla organiczny związek obu części kroniki.
O tym, że obie prace ks. wikariuszy miały stanowić integralną całość składającą się z dwóch części, świadczy również datowanie: kronika Mrossa: Nowe rok 1962; kronika Kirsteina: Nowe n/W Wielkanoc 1963 r. Świadczy to o tym, że obaj autorzy opracowywali swe prace równolegle, obok siebie.
Dlaczego tak się nie stało, dlaczego wspólna praca owocowała tylko pierwszą częścią, z braku świadectw bezpośrednich, muszę dedukować, snuć przypuszczenia. Kronika ks. Kirsteina jest nieskończona. Składa się na nią 75 stron kartonowych (bristolu), na których wklejano zdjęcia zabytków, osób, planów architektonicznych, wypisywano piórkiem cytaty z kroniki ks. Mrossa i dzieł religijnych, ozdabiano rysunkami. Gdy kronika ta zostanie upubliczniona każdy będzie mógł podziwiać pracowitość i kunszt artystyczny ks. Kazimierza. Praca ta, od strony/ karty 48, nie jest już opisywana przez autora. Jak by nagle pomysł wspólnej pracy, wydania jednej kroniki stał się nieaktualny. Zdaje się, że praca została zaniechana. Fotografie i plany nie mają wyjaśnień, opisów. Być może spowodowane to było tym, że opracowanie ks. Mrossa wiodło żywot samodzielny wśród mieszkańców i obywało się bez części ilustracyjnej? Może przyczyny były natury innej; rodzące się problemy w parafii i mające nastąpić wkrótce opuszczenie Nowego przez obu wikariuszy: ks. Mross w 1965 a ks. Kirstein w 1967 roku. Obaj dobrze zapisali się w pamięci parafian, obaj też poszerzyli edukację historyczną mieszkańców Nowego.
Jakże prawdziwie i optymistycznie brzmią słowa autora pierwszej części kroniki parafii św. Mateusza: Jeśli, mimo to, piszę tę pracę, czynię to za radą Joachima Lelewela, który zalecał: „Pisać co można, a nie fasować się tym, że tu i ówdzie czegoś brakuje. Przyjdzie drugi i trzeci i dopełnią.” Zdaje się, że kolega- wikary Kirstein był owym drugim z tego cytatu.
W posiadanym przeze mnie egzemplarzu zdjęcia (większość od strony 48) opisał panstefank, natomiast portrety księży opatrzył nazwiskami, swym drobnym pismem, ks. prałat Józef Talkowski. Można więc powiedzieć, że opracowanie to jest potrójnym rękopisem.
Uważam, że prace obu księży winny być upublicznione. Tak już dzieje się z opracowaniem ks. Mrossa, które krąży wśród mieszkańców w kilku wersjach maszynopisów z lat 1962 i 1965, doczekało się kilku „wydań” internetowych. Czas zatem wydobyć z niepamięci „dziełko” ks. Kazimierza Kirsteina, które jest wielce oryginalne, a poza tym ukazuje nowe możliwości,w sposób ilustracyjny, traktowania dziejów rodzinnych stron. Szczególnie cenne są zdjęcia z lat 60-tych ubiegłego wieku, są dokumentem tamtych dni, czasów. Wiele fotografii znanych jest z publikacji internetowych (signum temporis), ale wszystkie tworzą niepowtarzalnej urody kronikę miasta i parafii. To są dokumenty naszej zeszłowiecznej przeszłości. Naszej młodości i dar dla następców. Warto do nich zaglądać i pamiętać niegdysiejsze krajobrazy, budynki, ludzi.
Opisanie dziejów odnalezienia tzw. kroniki ks. Kirsteina pokazuje pewien fenomen: jak zbiorowym wysiłkiem – księdza prałata, dociekliwego parafianina z Rychławy i piszącego te słowa, ocalić od zapomnienia można rękodzieło spoczywające w starej szufladzie, by służyło, pro memoria, następnym pokoleniom. Bo, zaprawdę, mają też rękopisy swoje losy.
(kapa)
Toruń, 19 lutego 2015 r. |