Tytuł: Nowe nad Wisłą, Neuenburg an der Weichsel :: Co z tym Neuenburgiem???

Dodane przez arek dnia 18-05-2008 19:43
#111

"Die Besetzung Oliva s durch die Russen", 1972, Unser Danzig nr 6
Czasopismo dostępne w gdańskiej bibliotece PAN

http://www.forum.eksploracja.pl/viewtopic.php?t=6061

"streszczenie z listu 31. marca 1946, napisana od rodaka, który z rodziną na Kaisersteg w Oliwie miał własny domek. "

"(...)W poniedziałek 26 marca, przyszliśmy rano z Ludolphine do domu, do pana Kolkow właściciela dużego młyna. Leżało obok sanatorium 17, A. K., blisko Sopotu
.
Wtorek, 27 marca, byłem znowu w domu. Małe domy, które były zniszczone paliły się, na ulicy Ludolphiner leżały zwłoki i sprzęt wojenny, rozstrzelane samochody leżały wszędzie. Na polu między ulicami Ludolphiner i Zoppoter , stały działa, było dużo amerykańskiego sprzętu a Gdańsk płonął. Obie wieże klasztoru zawaliły się, zamek został spalony, a ogródu zamkowego nie można było rozpoznać. Tylko jeszcze zwęglony sejf stał w wypalonej poczcie w rogu. Na rogu Kaisersteg, gdzie wcześniej gazeta miała swoją siedzibę, wszystkie domy były wypalone. Mój dom stał jeszcze cały, tylko obsunęła się na dół jedna połowa dachu. Rosjanie leżeli w domu, ta banda siedziała nawet w piwnicy a ja nie mogłem wejść do środka.
Poszedłem stąd kilku domów dalej do mojej szwagierki, kanonada znów się zaczęła. Dowództwo zjawiło się w pół godzinie i i brał wszystkich mężczyzn między 15 i 60 rokiem życia jako jeńców. Przyszliśmy po ulicy Kleinkrug do stodoły. Także i komisarz był tam a każdy z nas był rabowany. Po dwóch dniach głodu nic nie mieliśmy do zjedzenia. Prowadzono nas do Brzeźna, przez 30 km odległości. Kto nie poszedł został przez strzał w tył głowy zabity. Nic nie było po drodze do wypicia. Na 15 mężczyznach otrzymało się 1 chleb. Słońce paliło, spadł deszcz, który został przez nas gorąco powitany. W Brzeźnie musieliśmy stać dwie godziny na wolnym polu, znów byliśmy przeszukiwani. Przeniesiono nas do obory, innych do stajni lub chlewu. Żaden z nas nie mógł wyjść nocą, nie było też miejsca do położenia się. Wielu mężczyzn położyło się na gołą ziemię. Dach przeciekał, woda kapała z góry. Cztery dni i noce minęły bardzo szybko, tylko głód męczył nas. Na obiad były ziemniaki z wodą bez soli. Nie posiadaliśmy ani garnków ani łyżek.

Maszerowaliśmy 31 marca o 16.30 długą drogą przez Oliwę w kierunku Gdańska. Każdy patrzył po wszystkich stronach, aby wypatrzeć, gdziekolwiek znajomego, jednak było to daremne. To było w przedzień świąt wielkanocnych.

2 kwietnia nocowaliśmy na otwartym polu. Poszliśmy następnego dnia pdo Gdańska do obozu jenieckiego. Cały Sdüeßstange był zatłoczony, natknęliśmy się na jeszcze więcej rosjan.
Po czterech dni pognano nas dalej w kierunku Hohenstein. W pierwszym dniu było nas tam około 600 mężczyzn, w Rosenberg, gdzie zostali umieszczeni zostaliśmy w kościele.
Nasz tłumacz wyjaśnił nam: "Kto opusci kościół, będzie zastrzelony."
Żaden z nas nie mógł pójść za potrzebą na zewnątrz.
Musieliśmy o 6 stawać na apel. Jeden mężczyzna powiesił się w kościele, inny wyszedł i został zastrzelony. Ustawiliśmy się w kolejce i dostaliśmy każdy ziemniaka do obierania z łupiny! Poszliśmy dalej do Subkau, w kierunku Mewe. Byliśmy przemoczeni przez deszcz. Przybyliśmy do Subkau, otrzymaliśmy puszkę konserwy pełnej ciepłej zupy, którą musiał ugotować chłop z żoną na dworze. Potem mogliśmy spać w jednej stodole napełnionej słomą.
Każdy zapadł się natychmiast w głębokiej słomie. Każdy otrzymał o poranku podział na cztery części chleba, który został zjadany natychmiast.
Okazało się potem, że brakowało dwóch mężczyzn. Stodoła i otoczenie zostały przeszukane, lecz bez sukcesu. Mieliśmy 20 mężczyzn i SS-mana Litwina w szarym munurze pod nami. Ci otrzymali zlecenie szukania uciekinierów i jeśli by nie znaleźli, każdy co dziesiąty mężczyzna zostanie zastrzelony. SS miała ich złapanych po godzinie, byli to dwaj młodzi chłopcy po około 19 do 20 lat schowani w słomie. Zostali oni zabrani i poprowadzeni przed naszym frontem a następnie zastrzeleni. Jednemu zdjęli buty a zostawili zwłoki.
Pomaszerowaliśmy dalej do Neuenburga. Pozostaliśmy tam nad nocą w postrzelanej hali KdF (Kraft durch Freude - praca przez radość). Musieliśmy pójść następnego ranka dalej do Grudziądza. Przy tej drodze leżało dużo osób z dziurami w głowach w rowie przydrożnym. w Grudziądzu było piekło na ziemi, zostaliśmy pobici tak, że niektórzy nie mogli już wrócić do Gdańska. Musieliśmy pracować przy naprawie mostu, wielu z nas skoczyło do wody i utopiło się podczas ucieczki lub wypadków w pracy. ..."