Dlaczego dokumenty, już wyjaśniam. Po publikacji na portalu DZIENNICZKA mojej mamy (wtedy Wandy Wojnowskiej) zadano mi pytanie: a jakie były drogi wojenne jej brata, Brunona Wojnowskiego?. Z pewnym zażenowaniem musiałam przyznać, że nie znałam dokładnej odpowiedzi na to pytanie, nie znał jej również jedyny z żyjących jego dzieci, syn Leszek. Wiedzieliśmy jedynie, że służył w polskiej jednostce wojskowej RAF w Anglii, jako techniczny pracownik obsługi naziemnej. Wiedziałam o tym z ustnych relacji rodzinnych, jak i ze zdjęć przysłanych (datowanych) rodzicom i siostrze Wandzie. Na zdjęciach tych był w mundurze wojskowym właściwym dla tych sił. Jak to się stało, że tam trafił, jaką drogą?. Nie był przecież zmobilizowany w chwili wybuchu wojny, nie był żołnierzem Wojska Polskiego ze względu na wiek. To były pytania, które przez długi czas nie dawały mi spokoju. Poprosiłam rodzinę o pomoc w odnalezieniu czegokolwiek, co by na te pytania odpowiedziało.
Pomoc Leszka (syna), a zwłaszcza Żanety Wenty (córki Maryli) – wnuczki Brunona w poszukiwaniu zachowanych pamiątek rodzinnych okazała się bardzo owocna. Leszek miał imienny KALENDARZYK POLAKA W WIELKIEJ BRYTANII 1946. Kalendarzyk ów, dostał jego syn Tomasz, od babci jako pamiątkę po dziadku. W kalendarzyku mnóstwo codziennych zapisków, np. wysokości żołdu, czy wydatków, oraz przy określonych dniach zapiski, kto ma dziś urodziny itp.
Znalazł się również album ze zdjęciami cały poświęcony polskiemu 306 Dywizjonowi Lotniczemu w siłach RAFu, w którym to służył Brunon. Część zdjęć z tego albumu znajduje się już w Galerii portalu – Nowianie.
Wnuczka Żanetka poszukiwała dalej. Dzięki jej dociekliwości, w starym pudle, w piwnicy znalazła niepozorną teczkę, trochę sfatygowaną, pełną pożółkłych dokumentów. Skarb niezwykły, bo zawierający poukładane i posegregowane dokumenty, podzielone ręką Brunona w 3 grupy, tak jak etapy jego życia. Z nich właśnie jak i napisanego życiorysu wiemy jak potoczyło się to życie – mieszkańca Nowego – nowianina Brunona Wojnowskiego.
Oto ta teczka [ kliknij prawym przyciskiem myszy na zdjęciu a następnie lewym z menu wybierz pokaż obrazek - by otworzyć w pełnej rozdzielczości ]
Miałam pisać o wojennych losach Brunona, ale ogrom dokumentów zmienił mój pierwotny pomysł. Zaczynam więc od początku. Urodził się w Twardej Górze w 1921r, jako syn kolejarza. Z opowiadań babci wiem, że był bardzo żywiołowym, niesfornym dzieckiem, przysparzającym swym łobuzerskim zachowaniem wiele kłopotów rodzicom.
Jeszcze jedna uwaga: na wielu dokumentach widnieje na przemian imię Brunon lub Bronisław, ale zawsze dotyczy to tej samej osoby - Brunona, bo tak brzmi prawidłowo jego imię.
Teraz mówią DOKUMENTY. [ kliknij prawym przyciskiem myszy na zdjęciu a następnie lewym z menu wybierz pokaż obrazek - by otworzyć w pełnej rozdzielczości ]
Pierwsze zdjęcie 2 letniego Brunona z rodzicami i półroczną siostrą Wandą
Naukę rozpoczął w 4 oddziałowej Szkole Powszechnej w Rychławie 1928r.
Brunon - 4-ty od prawej w drugim rzędzie u dołu.
Naukę kontynuował w 7 oddziałowej Szkole Powszechnej w Warlubiu, którą ukończył w 1935r
Zdjęcie z ukończenia Szkoły. Brunon-5 ty od prawej, w najwyższym rzędzie.
Z dniem 1.02 1937 rozpoczyna naukę zawodu jako uczeń ślusarski w firmie G. Voss w Nowem ( po wojnie były w tym miejscu Zakłady Mechaniczne) do dnia 31. 08. 1939r. Wybuch wojny przerywa naukę, do której powraca z dniem 1. 01. 1940r. Po upływie trzy letniej nauki nie zostaje dopuszczony do egzaminu czeladniczego ze względu na narodowość, nadal jednak pracuje w tej firmie jako przyuczony robotnik.
Oto świadectwa tej nauki i pracy.
W roku 1941 zostaje przeniesiony na prace przymusowe do firmy Aparatebau Sum Werke w Rumi- Zagórze gdzie pracuje w charakterze montera części silnikowych.
Zdjęcie pracowników przymusowych tej firmy. Pierwszy z prawej Brunon, pośrodku siedzi pan Bronisław Badźmierowski z Rychławy, serdeczny przyjaciel Brunona.
We wrześniu 1943r zawiera związek małżeński z Heleną Kraińską.
Jeszcze w tym samym roku ( 1943r) zostaje wcielony do Wermachtu, gdzie po przeszkoleniu zostaje wysłany do jednostki stacjonującej w północnej Francji jako rusznikarz.
Po wylądowaniu wojsk amerykańskich we Francji wraz z kolegami próbuje ucieczki. Tak to opisuje w swym życiorysie cytuję:
„W roku1944 w miesiącu czerwcu wspólnie z kolegami próbowaliśmy ucieczki do jednostek amerykańskich, co się nam udało i już pod koniec miesiąca lipca 1944roku zgłosiłem się w szeregi Wojska Polskiego. Po dokładnej weryfikacji przydzielony zostałem do obsługi naziemnej w301 Dywizjonie Lotniczym, który podówczas stacjonował w Brindisi ( Italia). Po zakończonej akcji zrzutowej dla powstania warszawskiego i walk wyzwoleńczych na Bałkanach wspólnie z całym dywizjonem przetransportowano nas do Anglii”.
W tym miejscu muszę nadmienić, iż dezerteruje z Wermachtu pod zmienionym nazwiskiem - Karasiewicz obawiając się represji ze strony Niemców wobec pozostawionej w kraju rodziny.
W Wielkiej Brytanii zostaje skierowany na półroczny kurs mechaników silnikowych, który kończy z wynikiem celującym, awansując jednocześnie do stopnia kaprala .
Uczestnicy kursu w Cammeringham
Po skończonym kursie zostaje przeniesiony do 306 Dywizjonu Myśliwskiego.
306 Dywizjon
Zaświadczenia o odbytym kursie
A teraz kilka zdjęć z życia Dywizjonu:
A teraz mała dygresja – opowiadał, nam nastolatkom, Brunon, jak pierwszy raz został zaproszony przez polskiego lotnika na lot ćwiczebny. Skorzystał z radością, ale po wylądowaniu wyszedł samolotu na baaaaaaardzo miękkich nogach i z przysięgą na ustach, że już nigdy nie da się namówić na taki lot. Wszystkie te podniebne ewolucje lotnicze, którymi się popisywali lotnicy ( beczki, korkociągi itp.) miały nauczyć młokosów z obsługi naziemnej respektu wobec polskiego pilota i prawie na zawsze zniechęcały do udziału w takich popisowych lotach.
A oto zdjęcia wspomnianego wyżej Kalendarzyka Polaka w Wielkiej Brytanii 1946, od którego to rozpoczęliśmy poszukiwania dalszych pamiątek rodzinnych Brunona.
Okładka Kalendarzyka.
W lutym 1946r Brunon zgłosił chęć powrotu do kraju, gdzie czekała żona jaki pierworodny synek Ryszard którego jeszcze nie widział. Sam też tęsknił za bliskimi i krajem.
Z zaopatrzony w niezbędne oficjalne dokumenty.
Poprzez obóz przejściowy we Włoszech wraca do Polski 16 lipca 1946r.
Dzięki niemu mógł nieodpłatnie powrócić do kraju. Do Nowego przyjechał w dniu 23. 07 1946r.
W lipcu 1946r podejmuje pracę w Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni – Oksywiu w charakterze motorzysty. Oto odpowiednie dokumenty.
Z uwagi na niemożliwość otrzymania mieszkania, jak i względy rodzinne zwalnia się na własne żądanie i powraca do Nowego, gdzie podejmuje pracę w Zjednoczonych Zakładach Stolarskich w Nowem z dniem 18. 11. 1946r.
Zakłady zmieniają nazwę na Pomorskie Zakłady Przemysłu Drzewnego, potem na Nowieńskie Fabryki Mebli. Kolejno w tym zakładzie zajmował stanowiska: ślusarza, brygadzisty warsztatu mechanicznego, majstra tegoż oddziału, Inspektora Ruchu, Starszego Mechanika i Kierownika Działu Inwestycyjnego.
Przez cały ten okres podnosi swe kwalifikację poprzez najpierw zdanie egzaminu czeladniczego.
Dokonuje również szereg usprawnień, które rejestruje w Urzędzie Patentowym.
To niektóre z kilku zaświadczeń.
Uzupełnia też swoje wykształcenie do – średniego technicznego.
W Nowieńskich Zakładach Mebli pracuje do końca1961r, następnie poleceniem służbowym zostaje przeniesiony na stanowisko Kierownika MPGK w Nowem.
Na stanowisku tym pracuje do marca 1965r.Następny etap w życiu Brunona to ponowne służbowe przeniesienie na stanowisko Dyrektora Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Świeciu, dokąd przenosi wraz całą rodziną. Pracuje w nim do lutego 1974r.
Tyle mówią nam dokumenty.
Teraz chcę dodać kilka słów od siebie. Zapamiętałam Brunona mojego wujka i zarazem Ojca Chrzestnego jako surowego, wymagającego, ale i bardzo kochającego rodzica, ojca czwórki dzieci śp. Rysia, śp. Kazika, Leszka, śp. Maryli. Z psotnego urwisa przemienił się przez lata w statecznego starszego pana. Zmarł 1978r mając zaledwie 57lat. Pochowany na cmentarzu w Świeciu.
nasze ostatnie wspólne zdjęcie z 1971r
Kilka moich przemyśleń po tym całym poszukiwaniu zaginionego czasu.
Gdy byliśmy dziećmi, młodzi, wszystkie te opowiadania naszych rodziców były gdzieś z dalekich czasów, czasem niewarte uwagi przelatywały przez uszy, uchodziły z pamięci. Teraz patrząc z dystansu upływającego czasu nabierają innego znaczenia. Stają się dla nas bardzo ważne. Utraciliśmy bezpowrotnie czas, w którym należało pytać, dociekać, słuchać uważnie. Nie mamy już kogo pytać. Teraz mówią za nich pozostawione dokumenty, zdjęcia, trzeba przywoływać z pamięci opowiadania zasłyszane w dzieciństwie.
Dlatego zachęcam do przeglądania domowych zakamarków, szuflad, starych pudeł, popatrzeć jeszcze raz z uwagą na pożółkłe dokumenty, poblakłe fotografie, gdzie nie zawsze potrafimy już wielu osób rozpoznać. Proszę szukajmy, a młodzi ludzie niech słuchają, pytają, a znajdzie się zapewne jeszcze niejedna taka lub inna historia życia mieszkańca Nowego jak ta - Brunona Wojnowskiego.
Siostrzenica Brunona Irena Słomińska.
PS. Serdecznie dziękuję Leszkowi Wojnowskiemu, jego córce Małgosi, a zwłaszcza Żanetce Wencie za pomoc w poszukiwaniach pamiątek, ich udostępnienie i wyrażenie zgody na ich publikację. Dzięki Kochani.