Na tropach plusquamperfektu
Dodane przez kapa dnia Kwiecień 05 2014 19:09:59

Na tropach plusquamperfektu (na prawach rękopisu) Patrzę na fotografię, na której uchwyceni zostaliśmy z Andrzejem Piotrowiczem na cmentarzu na Trylu i ścigam czas miniony, od tego zaprzeszłego poczynając. Po raz pierwszy spotkaliśmy się, gdy zastępowałem chorą Janinę Kempińską na lekcjach języka polskiego. Pracując w zawodówce, dodatkowo wziąłem lekcje w podstawówce. To było zupełnie nowe doświadczenie: uczyłem się być nauczycielem w dwu zupełnie odrębnych środowiskach. Z tamtej szóstej klasy pamiętam tylko dwóch uczniów: Andrzeja i Krzyśka Tórza; pewnie dlatego, że zapisali się w mej pamięci swoim dziecięcym i ciągłym współzawodnictwem. Na każde pytanie znali odpowiedź i biegli ze swoich ławek (siedzieli gdzieś daleko, kto wie czy nie w ostatnich) i wyciągniętymi palcami machali przede mną: ja powiem! Ja!Ja! - wołali. Później spotkaliśmy się piętro wyżej, bo w liceum. Andrzej i Krzysztof chodzili do równoległych klas, nie dlatego, że nadal wyrywali się do odpowiedzi, ale los to sprawił. Spotkaliśmy się raz. Może dwa razy na obozie wędrownym: na pewno byliśmy na tej wyprawie do Pogorzelicy, Kołobrzegu w roku 1975 itd.

Przewodniczyłem komisji maturalnej, gdy w maju 1978 roku zdawali obaj egzamin dojrzałości. Później nasze drogi rozeszły się. Oni poszli na studia, do szkół, ja najbliższych kilka lat spędziłem jeszcze w Nowem, by następnie wyjechać. Dochodziły do mnie informacje o chłopakach z tej szóstej; nie żebym szczególnie zabiegał o te informacje, czasami ktoś o nich coś opowiadał, a ja uśmiechałem się na te opowieści: ot, Uśmiechy dzieciństwa , jak zatytułowała Maria Dąbrowska tom wspomnień, ja uśmiechałem się na wieści o nich.

Patrzę na fotografię. Obaj spoglądamy na tablicę nagrobną kogoś pochowanego na tym cmentarzu ewangelicko - menonickim na Trylu, kogoś kto żył długo, długo zanim my pojawiliśmy się na tym świecie. Patrzę i widzę: nauczyciela i ucznia. Ileż dostrzec można na tym zdjęciu różnych warstw czasów: bo jest tu czas teraźniejszy, my dwaj otoczeni przez znajomych odcyfrowujemy napis nagrobny; pomiędzy Andrzejem a mną plącze, snuje nić czasu przeszłego, nasze wspomnienia szkolne, gdy on żakiem a ja bakałarzem byliśmy; jest tu też warstwa czasu zaprzeszłego: to los osoby pochowanej w tej mogile, do której dotarliśmy w naszej akcji odnajdywania i porządkowania zapomnianych cmentarzy. Bystry obserwator powie, że brakuje do kompletu czasu przyszłego. Furda, jednak gości on jeżeli nie w tej fotce , to w działaniach przez nas podejmowanych; chcemy zmienić nasze zapomniane nekropolie, zagubione w lasach kociewskich cmentarzyki: dziś zakrzaczone a mogiły schowane w czapach mchu, w przyszłości, która czyha na krawędzi, na rancie fotografii, w tej niedalekiej przyszłości ktoś zapali znicz, odgarnie opadające liście, zaduma się nad mijającym czasem, wędrówką człowieczą. Znowu się spotkaliśmy: tacy sami a inni. Znowu razem: dawny uczeń i onegdaj początkujący nauczyciel, dziś emeryt. Patrzę na nas zajętych odkrywaniem plusquamperfektu i słucham Boba Dylana: Jeśli czas jest dla was/ Warty zachowania,/ Lepiej zacznijcie płynąć/ Lub pójdźcie na dno jak kamień,/ Bo czasy się zmieniają. / Kto jest teraz przegranym,/Później zwycięży.// ( Bob Dylan,The Times They Are A-Changin)

 

Toruń, 4 kwietnia 2014 r. (kapa)