Znojna kośba
Dodane przez Bonka dnia Wrzesień 28 2009 10:36:29
Znojna kośba


Sierpniowe dni bywały długie, często przenikały się z nocą tak bardzo, że ludzie niezauważalnie przekraczali ich wątłą granicę. Dużo pracy spało wówczas na polach. Nabrzmiałe świeżym chlebem kłosy, krzyczące dojrzałością cierpliwie oczekiwały swojej kolejki. A zwykle była to bardzo długa kolejka.
Żniwa zawsze kojarzą mi się z papierówkami, które w sadzie moich dziadków żółciły się słonkiem , które uderzane przez wiatr niejednokrotnie rozpadając się na kawałki upadały pod nasze nogi. Ich dojrzałość była tak wyśmienita, że do dziś czuję jej smak. Długo by dziś szukać takich jabłek.

Czas żniw podobnie wyglądał wtedy na wszystkich okolicznych polach. Wielu kosiarzy wychodziło wówczas na ciężarne połacie ze zbożem. Ustawieni w bezpiecznej odległości jeden obok drugiego szli długim murem i zgodnymi ruchami, niczym w takt muzyki żęli ociężałe kłosy. Te obalone z jękiem upadały na ściernisko. Tuż za nimi w odległości kilkunastu metrów szły kobiety ubrane w barwne fartuszki i białe chustki . Wprawnymi ruchami, jakby nic innego dotąd nie robiły, zbierały powalone złoto i wiązały je w najeżone snopy. Te oparte jeden o drugi malowniczym spojrzeniem oczekiwały fury, która zawiezie je do stodoły. Piękne to były obrazki, czasem jeszcze śnią mi się po nocach. Jestem wówczas podobnie jak wtedy beztroska i szczęśliwa.
Moje wczesne dzieciństwo, to rwące się na strzępy fragmenty takich właśnie widoków. Obserwowałam je głównie na polach moich dziadków. Jednak zdecydowana część mojej dziecięcej radości podczas żniw, to stopniowo wchodząca na pola mechanizacja, która była ogromną ulgą dla pracujących w polu.
Całą gromadką maluszków długie godziny spędzaliśmy na obrzeżach pola i z otwartymi buziami z zachwytem patrzyliśmy jak ogromna biedronka pożera połacie złotych fal, a w zamian oddaje rzędy przeżutej słomy pośród których w czerwonych kaloszach z długimi i ostrymi dziobami przechadzały się bociany. Dostojne to były ptaki, ostrożnie stąpając po kolczastym ściernisku nie zauważały maszyny. Najwięcej emocji budził moment , kiedy w końcu kombajn zjechał na pobocze pola i wypluł złociste zboże na przyczepkę. Kłęby kurzu obsiadały wtedy okolicę i przez kilkanaście minut zdawało się, że pole płonie. Do domu wracaliśmy umorusani, zmęczeni i głodni.

Żniwowanie, to zawsze powód do tego , by zatrudniać wielu ludzi. Moi dziadkowie mieli swoich stałych pracowników, niemal ci sami zrywali czereśnie, sprzątali zborze z pól i wyrywali buraki. Do gospodarstwa w którym płynęło moje dzieciństwo rok w rok przyjeżdżali nowi robotnicy sezonowi. Była to zwykle młodzież w wieku studenckim. Przybywała do nas ze wszystkich stron Polski. Wieczorami bywało dzięki nim gwarno i radośnie, pomimo ciężkiej pracy przez cały dzień, znajdywali siły na zabawę przy ognisku. Gospodarze przygotowywali dla nich specjalne kwatery. Nic wymyślnego oczywiście, bo były to zwykłe baraki, bez bieżącej wody. Ale widać im to wystarczało.

Kiedy skończyłam 13 lat, tato zapisał mnie w wakacje do pracy na magazynie. Ciężka to była praca, od świtu aż po zmierzch, zwykle przy rozładunku przyczep ze zbożem, bądź w suszarni przy maszynie oddzielającej ziarna od plew . Bywało, że wysyłano mnie na górę do pracy przy maszynie, która pakowała wysuszone i oczyszczone ziarna w worki 50 kg. Moje wakacje więc upływały mi w magazynie zbożowym, w którym pracowałam.

Wrócę jednak na moment do czasu w którym nie wiele zdobyczy techniki wyjeżdżało w pola, a zboże młócono tradycyjnie - cepami. Boso biegałam wtedy po zroszonej perłami poranka trawie i zasypiałam w objęciach matki. Coś tam w mojej pamięci pozostało, co prawda nie wiele tego. Zapewne duża część moich wspomnień z tego okresu, to opowieści moich bliskich powtarzane tak często, że dziś zdają mi się moimi wspomnieniami. Chociaż tak naprawdę wychowywałam się daleko od cywilizacji i świata pełnego dobrobytu. Tam czas biegł leniwie, ale sprawiedliwie dla wszystkich.

Kiedy już znojna kośba miała się ku końcowi przychodził czas świętowania i dziękowania Najwyższemu za dobre plony.



Bożena Ronowska 26.09.2009